Dostaliśmy
za zadanie podzielić się w grupy i sporządzić esej fotograficzny na trzy
tematy. Ja oczywiście zapomniałem o tym „na śmierć” i, wraz z trzema
dziewczynami, podobnie zorientowanymi, utworzyliśmy jedną grupę. Właściwie,
‘-liśmy’, ale one używały ciągle końcówki ‘-łyśmy’. Ten feminizm… Jak jest
wielu mężczyzn i jedna kobieta, to nie ma mowy o pomyłce, byłaby obrażona. Ale
jak jest jeden mężczyzna w grupie, to od razu można go pominąć, albo, co
gorsza, uznać ‘za jedną z nas…’ No, ale w końcu jakoś doszliśmy do porozumienia,
chociaż nie jestem tego pewna… pewien. No, masz, oto i konsekwencje.
Bartosz
&
Dzień
pierwszy: Fajnie, że można pogadać z ludźmi, skonsultować wątpliwości, to dużo
daje, uspokajam się. To tylko praktyki, nie koniec świata. Ostatecznie mamy
przecież „scenariusz” spotkania, teraz tylko, co zrobić, żeby doszło do takiego
spotkania.
Dzień
szósty: Młoda sprzedawczyni z Cichego Kącika swobodnie z nami gada, interesuje
się, jak nam idzie, co będzie, jak nie będziemy miały 10-ciu wywiadów J
Po
południu: Formułka, którą serwuję potencjalnym respondentom brzmi mniej więcej
tak: „Dzień dobry, przyjechałam na praktyki do Sokółki z Poznania. Mamy za
zadanie porozmawiać z mieszkańcami Sokółki na temat życia tutaj. Czy znalazłaby
Pan/i czas?” Pytam, pytam i pytam, aż w końcu zmęczona do jednej pani mówię
„przyjechałam na praktyki do Poznania”. Mam wrażenie, że pani potakuje głową,
mówi cicho „do Sokółki” – tak jakby chciała pomóc wyrecytować mi mój wierszyk J
Natalia
&
A
może teren wcale nie jest w nas? I nie może być? Przyjechałam tu i nigdy nie
będę stąd. Przyjechałam tu z zewnątrz; nie rozumiemy się, no i mam konkretne
wyobrażenie na temat tego miejsca. Mogę je modyfikować oczywiście, ale cały
czas mam w sobie pamięć wszystkich modyfikacji. No i cały czas to moje
wrażenie: mój konstrukt na podstawie jednostkowej interakcji z przedstawicielami
lokalnej społeczności. A więc temat teren w antropologu mówi w zasadzie o
wyobrażeniu antropologa odnośnie do tego co się ‘dzieje w naszej głowie’. Nie
ma terenu w antropologu, jest symulakrum terenu: tylko to co antropolog powie i
pomyśli o terenie i jak to pokaże?
Krystyna
&
Dochodząc
do wniosku, że do tej pory czas spędzony w Sokółce nie przynosi jednak
zadowalających mnie rezultatów, trzeba było schować ‘godność w kieszeń’ i
skorzystać z pomocnych dłoni, które do nas wyciągnięto. Przyniosło to profity,
aczkolwiek żal, że nie zrobiło się tego samemu pozostał. Dzisiejszy ludzki
dystans nie dał poczucia spełnienia ani przywiązania jednak pojawił się spokój
ducha i umysłu, iż wyjazd nie pójdzie na marne…
Magda
Mnóstwo
stresu, poczucie bezsilności, kiedy siedziałam w muzealnej sali czekając na
wyświetlany film i obserwując jak inni
ludzie załatwiają sobie informatorów. Pojawiła się blokada i niepokój, co
uniemożliwiało skupienie się zupełne na filmie, bo w głowie powtarzałam sobie, że
muszę się przemóc, że muszę zagadać. Pod wpływem chwili odwróciłam się do panów
siedzących za mną i zapytałam, po prostu zapytałam. Początkowo spotkałam się z
pewną negacją mojej prośby, ale po chwili jeden z panów sam zaczął dopraszać
się wywiadu. Więc z marszu weszłam w rozmowę, która trwała praktycznie 2
godziny. Pod koniec oboje byliśmy już dość zmęczeni, a po wywiadzie senność mnie
wielka ogarnęła, lecz minęła, gdy spotkałyśmy się z koleżanką z Białegostoku,
która udostępniła nam kontakty do swojej rodziny co na pewno nam pomoże. Dzień
męczący, ale owocny, jednak poduszka woła, aby złożyć na niej głowę, bo jutro
kolejny pracowity dzień.
Magda
&
Zawsze pobierać
od potencjalnych informatorów namiary na nich! Skoro już się zgodzili na
rozmowę, poprosić o numer telefonu chociażby albo adres. Nie ufać swojej
pamięci, po kilku dniach twarze się rozmywają, a wszystkie panie w czarnych
płaszczach i fioletowych kapeluszach wyglądają tak samo.
Zdążyłyśmy na
końcówkę wielkopostnego nabożeństwa do cerkwi. Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg
głowy rozmodlonych pań zwróciły się w naszą stronę, niektóre z nich wyrażały
zdziwienie. Popatrzyły i wróciły do modlitwy. W cerkwi roznosił się głos
melorecytującego w języku rosyjskim batiuszki, ale początkowo nie byłyśmy w
stanie zlokalizować skąd on dochodzi. Dodatkowo na jego słowa co jakiś czas
odzywał się chór kobiecy, którego też nie widziałyśmy. Stałyśmy zatem, zewsząd
otoczone przenikającymi się obcymi głosami, w półmrocznej przestrzeni
modlitewnej, przesiąkniętej gęstą wonią kadzidła, w której otaczający nas
ludzie wykonywali gesty dla nas niezrozumiałe w momentach dla nas
niespodziewanych. Naraz batiuszka wyszedł zza ikonostasu, zszedł do kobiet,
odwrócił się w stronę prezbiterium i klęknął. Kobiety podążyły jego śladem, a
później na jego trzy zawołania złożyły głębokie pokłony. Przyłączyłyśmy się do
tego zgromadzenia powodowane potrzebą wpasowania się w obowiązujące zasady,
których i tak nie byłyśmy w stanie na tym etapie rozpoznać. Zawsze
wykonywałyśmy jakiś gest o te kilka sekund później, mając w swojej świadomości
wypracowane inne schematy i zautomatyzowane inne mechanizmy. Batiuszka wkrótce
podniósł się i już twarzą do zebranych zaczął do nich przemawiać, pobłogosławił
ich i zakończył nabożeństwo. Kobiety zaczęły podążać w naszą stronę kierując
się do wyjścia, wymieniały między sobą komentarze na temat nauki jaką
usłyszały, mówiły po polsku, wtedy zasłona naszego niezrozumienia zaczęła się
przedzierać. Po wyjściu z cerkwi pewna pani wytłumaczyła nam, że na dzisiejszym
nabożeństwie (trwającym od godziny 17) kobiety przystępowały do spowiedzi i
komunii świętej, zachowując uprzednio całodzienny post. Wizyta w cerkwi była
doświadczeniem całkowitego wyobcowania, pełnego zachwytu zagubienia i
niemożności wpasowania się w obowiązujące reguły.
Część osiedla
Zielonego widać należy do tych biedniejszych. Stoją tu oprócz nowych bloków
wokół kolejnego kościoła, również stare budynki z odpadającymi tynkami, niskie
pomieszczenia szeregowe i niewielkie mieszkania. Na rogach ulic wystają
mężczyźni starsi i młodsi z butelkami żołądkowej w ręce, gaszący
przedpołudniowe pragnienie. Zielone jest ambiwalentne. Pojawia się niekiedy w
wypowiedziach mieszkańców wśród miejsc, które są wizytówką Sokółki, ale także
formułuje się względem niego zarzuty, że niepotrzebny w Sokółce kolejny kościół
czy supermarket, który jest w budowie. Młodzież z Zielonego jest już stracona,
bierze narkotyki albo je sprzedaje, niczym się nie interesuje, tylko włóczy po
osiedlu, aż strach wyjść na klatkę, bo można dostać po mordzie.
Odwiedziny na
Zielonym. Znowu nie mogłam odnaleźć domu modlitwy świadków Jehowy, a wzbudza on
mnóstwo emocji wśród tubylców. Wciąż pojawia się informacja, że oni ten dom
wybudowali w porażająco krótkim czasie. Dokładny czas waha się od jednego dnia,
przez dobę do 48h. Z jednej strony świadkowie zbudowali i już chodzą i
nie dają spokoju mieszkańcom, z drugiej są eleganccy zawsze w garniturach,
nawet taki mały chłopiec koszulka i krawat, spokojni, uprzejmi nikomu nic
nie zrobili, ale na zaproszenia na uroczyste otwarcie domu modlitwy i tak się
nie odpowiada, by zapobiec przyszłym niechcianym wizytom, bo jak raz się
pójdzie no to koniec, człowiek się nie uwolni.
Agata