sobota, 6 kwietnia 2013

Na Podlasiu było słowo...


Na Podlasiu było słowo... Rzucające się w uszy przybysza z daleka niemal natychmiast po oddaleniu się o parę kilometrów od Warszawy. Pierwsze co słychać, to charakterystyczna melodia tutejszego języka, miękka, śpiewna, łagodna. Ale nie koniec na tym. Tutaj rano kupuje się bułkę chleba, na szufladę podobno mówi się stolik, a ziemniaki na tradycyjne baby i kiszki trzeba tarkować. Można tu też posłuchać opowieści o nierodzonej siostrze pierwszego stopnia lub złowić uchem fantastyczną formę przeszłą trzebło żyć. Być może piszą o tym wszystkim mądre książki folklorystyczne lub językoznawcze, ale trzebło było tu przyjechać i zachwycić się na własne uszy!
Michalina Januszewska

Pierwsze wrażenie z terenu, a także każde kolejne, umożliwia skonfrontowanie go
z naszym wyobrażeniem Sokółki kształtowanym na podstawie literatury czy lokalnych mediów. Przy wysiadaniu z pociągu zauważyłam blokowisko. Architektura, która  nikomu, kto chociaż raz odwiedzał polskie miasta, nie jest obca. Kontrastowała ona z ulicami niskich drewnianych domków, położonych nieopodal. Różnorodność, o której rozmawialiśmy niemalże na każdych zajęciach przygotowujących, dała o sobie znać także w budownictwie. Naszym zadaniem nie jest jednak krytykowanie stawianie sądów i kategoryzowanie, a rozmowa i pytanie o znaczenia. Czy tam, gdzie my, obcy, zauważamy różnice, naprawdę istnieją one dla tutejszych. Odkrycie dlaczego pan taksówkarz przekonywał nas, że nie ma tutaj po co przyjeżdżać i co spowodowało, że na tle Poznania przedstawiał Sokółkę w tak złym świetle? Teren, oprócz złej pogody, stawia przed nami sporo pytań.
Kaśka Schinkel

Podlaska różnorodność  

Przeprowadzona rozmowa zmusi Cię do skonfrontowania konstruktu „wielokulturowości” z obrazem różnorodności kształtującym się pod wpływem wypowiedzi informatora. Oto bowiem Podlasie ma być istniejącą w świadomości respondenta  „mieszanką” nie do końca komplementarną, układanką o niedopasowanych, opozycyjnych elementach np.: „my katolicy vs. oni Żydzi”, przy czym „my” pozostało, lecz „ich” już nie ma - ale czy to zakłada zanik „różnorodności”?
Agata Meller
           

Ostatnia przesiadka, pociąg relacji Białystok-Sokółka: czy wśród podróżnych znajdują się nasi przyszli respondenci? Spoglądam na nieznany mi podlaski krajobraz. Docieramy! Znajdujący się w budynku dworca bar Niemen wita dobrymi kartaczami. Czy to podlaska potrawa? Stwierdzamy ze śmiechem, że kartacze znamy z naszego uczelnianego bufetu w Poznaniu.
Natalia Nojek

*

Badacz terenowy pogody się nie boi, a wszelkie komentarze odstraszające i przestrogi ma sobie za nic, dopóki nie będzie musiał się z nią zmierzyć w terenie. Konfrontacja z wszechogarniającym śnieżnym puchem (wszędobylską mokrą i lepką mazią) jest zaiste doświadczeniem wzmagającym tęsknotę za oporną wiosną… Pierwszy kontakt z potencjalnym informatorem okazał się nadzwyczaj pokrzepiający, a nastąpił w już w taksówce wiozącej nas na miejsce. Odpowiedź na pytanie kierowcy „dlaczego wy tu z Poznania przyjechałyście, dziewczynki?”  uruchomiła jego swobodny potok słów. Padło między innymi kilka sformułowań-kluczy: Sokółka – określana przez tutejszych (wg kierowcy) jako „psi ogon” - „bo tam za lasem granica!”; „tu Białorusini przyjeżdżają zobaczyć jak się żyje w Polsce”. Takie strzępy informacji działają jak przynęta, są zachętą, smakowitym kąskiem, który zdecydowanie będzie trzeba przebadać pamiętając o pentalogu: „Kto? Co? Gdzie? Kiedy? Dlaczego?”. 
 Agata Meller

*


W głowie rodzi się myśl: ‘Idź pod kościół’, ‘wykorzystaj znane Tobie ‘tricki’ w prowadzeniu wywiadów, ‘powiedz przyszłym informatorom, że masz zadanie do wykonania i licz na ich pomoc…a wówczas znajdziesz respondenta, który ugości Cię na wschodnią modłę.
    Agata Meller
*
Mimo że naszym zadaniem jest przeprowadzenie dziesięciu wywiadów, dzięki temu, że najczęściej chodzimy w parach, możemy wysłuchać dwukrotnie więcej historii. Okazuje się to nie tylko bezpieczniejsze, ale także bardzo praktyczne. Towarzysz zastąpi brakującą rękę, gdy trzeba wykonać zdjęcia, zanotuje coś co mogło nam umknąć, a także doda otuchy
w sytuacji, gdy czujemy się niepewnie. Ale pozytywne doświadczenia czerpie z tego także sam towarzysz. Może zastanowić się, jak sam przeprowadziłby wywiad, uczyć się na błędach kolegi, korzystać z przydatnych pytań i prób wyjścia z problemu. Ponad to, sytuacja ta, pozwala spojrzeć z dystansem, jak wyglądają wywiady prowadzone przez niewprawionych antropologów. Nawet jeżeli różnimy się stylem i sposobem zadawania pytań, to i tak łączy nas brak doświadczenia i strach przed niewiadomą.
Kaśka Schinkel