czwartek, 11 kwietnia 2013

Praktyka czyni mistrza


Są studentami etnologii i antropologii kulturowej. Właśnie odbywają praktyki terenowe. Nie, nie odbywają. Lepiej napisać, że przez nie przechodzą. To fakt! Przechodzą przez praktyki – „przejście” wiąże się ze zmianą, a one już dużo w nich zmieniły.                  
Ale od początku. Żeby mówić o praktykach terenowych w przypadku antropologii kulturowej muszą zostać spełnione cztery warunki. Po pierwsze musi być teren, na którym mogą być one przeprowadzone. Po drugie muszą być praktykanci, którzy te praktyki przejdą. Po trzecie musi być przewodnik, zwany opiekunem praktyk – ten, który sprawnie, od kilku lub kilkunastu lat, niesie na swych barkach kaganek oświaty i który wskaże takiemu nieopierzonemu studentowi, co należy robić na początku swej badawczej drogi. Po czwarte i najważniejsze, musi pojawić się pogłębiona refleksja nad tematem badawczym, narzędziami badawczymi, treściami wywiadów – nad całym antropologicznym bagażem zdobywanych danych i doświadczeń.

Element pierwszy – czy na pewno Sokółka?
Czym jest teren w przypadku naszych studentów? Na usta ciśnie się odpowiedź – Sokółka! Jest to jednak uproszczenie – prawdziwym „antropologicznym terenem” są bowiem ludzie – Sokólszczanie.

Element drugi  i trzeci – praktykanci i opiekun
Kaśka, Agata, Michalina, Ewa, Krysia, Basia, Magda, Natalia, Magda, Oktawia, Bartosz, Paweł – wszyscy pracowici, wszyscy głodni wiedzy i wszyscy mający antropologiczny gen, od którego uciec już nie można – gen ciekawości i dociekliwości! Opiekun: dr Agnieszka Chwieduk.

Element czwarty i gwóźdź programu praktyk – pogłębiona refleksja, czyli „nienaiwny antropolog”
Wyjazd na praktyki, nawet krótki i pozornie blisko, może równać się z lądowaniem na innej planecie. Wiele zostało napisane na temat badań terenowych, więc wiele też przeczytane przez studentów. Teraz Oni podzielili się z nami swoimi pierwszymi wrażeniami i przemyśleniami, odpowiadając na dwie grupy pytań o ich „nowym życiu na podlaskim Marsie” –  wśród Sokólszczan. Odpowiedzi zostały pogrupowane w kilka kategorii.
Celem pytań otwartych było poznanie opinii dotyczących samej idei ćwiczeń terenowych. Jakie skutki i efekty przynosi taka forma trenowania umiejętności przeprowadzania wywiadów?
Pierwsze i kluczowe pytanie brzmiało: „co poznajecie w ramach ćwiczeń terenowych?”. Tu naiwny pseudoantropolog odpowiedziałby z pewnością: kulturę, społeczność i lokalność, jednak młodzi badacze nie ulegli stereotypowym schematom myślenia i odpowiadając na to pytanie podkreślili, że nacisk praktyk położony jest na poznanie własnych możliwości i ćwiczenie techniki prowadzenia wywiadów. Pozyskiwane podczas rozmów informacje studenci potraktowali nie jako „pewniki” o lokalnej rzeczywistości, ale „tropy” do dalszych pogłębionych badań: Nie ma co się oszukiwać, w 10 dni nie poznamy Podlasia ani sokólszczan ani nawet tych 10 osób, z którymi porozmawiamy. O wiele cenniejsze będzie to, co zauważymy w sobie, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało. Nie tylko „reagowanie na ludność” i przez to zauważanie różnic. Też to jak prowadzimy rozmowę, jak czujemy się w sytuacji badacza. Poznajemy inną mentalność. Poznajemy siebie i nasze zachowania w konkretnych sytuacjach, przeważnie stresowych. Poznajemy techniki prowadzenia badań, siebie, ludzi, miejsca, mamy możliwość weryfikacji wiedzy zdobywanej w toku studiów. Poznajemy swoje granice, umiejętność ograniczenia mnie jako badacza. W ramach ćwiczeń poznajemy jak poznajemy samych siebie, próbujemy zapoznać się ze specyfiką miejsca, co nam pozwala zrealizować dane cele, poznajemy rozmówców, rozwijamy teoretyczne umiejętności, ćwiczymy się, docieramy się, to jest taki model idealny.                                                      
W odpowiedziach na powyższe pytanie można dostrzec niezwykłą dojrzałość studentów. Doskonale zdają sobie sprawę w czym uczestniczą i co tak naprawdę uzyskają kończąc ćwiczenia. Poznanie siebie, swoich mocnych i słabych stron, poprawa techniki prowadzenia wywiadu to tylko niektóre czynniki, które pozwolą studentom na doskonalenie swojego warsztatu.
Drugie pytanie, „jaki jest cel wyjazdu?”, wywołało podobne refleksje. Studenci zaznaczyli, że zadanie przeprowadzenia 10 wywiadów ma służyć ich własnej obserwacji tego jak zdobywają dane. Jak sposób zadania pytania wpływa na odpowiedź? Jak bardzo zdobyta wiedza zależy od badacza oraz jak łatwo nią zmanipulować? Według nich praktyki dają możliwość poznania siebie oraz są doskonałym wstępem do poznania mieszkańców Sokółki. Swoje terenowe próby traktują jak „naukę warsztatu badawczego”, która wiąże się z pozyskiwaniem rozmówców i umiejętnością prowadzenia rozmów.                         
Studentom doskonale znany jest więc cel wyjazdu – wypracowanie swojego „idealnego” modelu pracy. W mniejszym stopniu integracja studenckiego środowiska.

Początkujący badacze zostali również poproszeni o podanie skojarzeń z podanymi hasłami – elementami ich codziennego sokólskiego żywota.    
Pierwsza kategoria dotyczyła bardzo ważnego punktu – kwestionariusza, który studenci zakwalifikowali jednogłośnie jako narzędzie badawcze – jedno z dwóch, bo przecież kluczowym, najważniejszym i w przeciwieństwie do kwestionariusza obecnym zawsze narzędziem antropologa jest… ON SAM! Badacze zaznaczyli, że kwestionariusz jest pomocny w prowadzeniu rozmowy, łagodzi stres podczas rozmów, usprawnia pracę i porządkuje pozyskiwane informacje. Jak na prawdziwych antropologów przystało, swoje narzędzie poddali też wstępnej krytyce zaznaczając, że kwestionariusz jest też ograniczający – skupiając się na ustalonych pytaniach możemy trochę zatracić płynność konwersacji i odruch dopytywania o szczegóły i pogłębiania pytań na rzecz schematycznego przechodzenia od punktu do punktu.
Uzyskane odpowiedzi pozwalają wysnuć wniosek, iż uszeregowane i podzielone na kategorie pytania nastręczają nieco kłopotów, ale też pozwalają zapoznać się z pracą z uporządkowanym narzędziem.
Drugą kategorię stanowiły zakupy, które podsumować można studenckim hasłem „dużo do kupienia, mało środków”. Zaowocowały one refleksją nad lokalną społecznością. Badacze dostrzegli, że codzienne czynności związane z przeżyciem w terenie, czyli np. zakup podstawowych produktów „bułek i czekolady” wiążą się ściśle z poznawaniem lokalnej społeczności: można poznać asortyment, zobaczyć, co sokólszczanie mają najczęściej w koszykach. Sklep jest także miejscem gdzie można „zdobyć” informatora.              
Uzyskane wypowiedzi zaskoczyły rozmaitymi odnośnikami i często ciekawymi skojarzeniami. Od pierwszych dni pobytu daje się dostrzec fakt, iż znajome marki wywołują pozytywne skojarzenia. W niektórych odpowiedziach daje się dostrzec nutka antropologicznego zacięcia, np. w czasie tak prostej i codziennej sytuacji jak zakupy można poznać „panią sklepową”, zaobserwować jak zachowuje się w swoim środowisku pracy. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że każdy kontakt z człowiekiem powinien nam dostarczyć cennych materiałów obserwacyjnych.
W życiu każdego badacza terenowego przychodzi moment, w którym przygotowując się do analizy zebranego przez siebie materiału musi dokonać transkrypcji często długich wywiadów. Czynność ta kojarzy się z jednym – cierpieniem, męką, udręką i… koniecznością! Nie inaczej jest w przypadku studentów. Jako „nienaiwni” antropolodzy wykazali się Oni jednak dojrzałością, dostrzegli w niej wartość i słusznie zauważyli, że transkrypcja to droga przez mękę, ale droga, którą warto przejść, bo... daje nowy punkt widzenia! Pozwala także krytycznie spojrzeć na sposób zadawania przez siebie pytań, wychwycić to, co umknęło podczas rozmowy oraz daje efekt nie tylko w postaci tekstu, ale i zmusza do bardzo dokładnego przyjrzenia się słowom, sformułowaniom badacza i informatorów.           
Większa część opinii dotycząca transkrypcji jest w umiarkowanym stopniu negatywna. Jednak każda osoba zdaje sobie sprawę, że jest to nieodzowny element pracy etnologa. Transkrypcja pochłania wiele czasu i energii antropologa, jednak jest bardzo przydatna w całym procesie badawczym. Jest to „zło konieczne, ale bardzo ważne”.
Wywiady to przyjemność dla jednych i zmora dla innych – ciężko przychodzą i dają nawał informacji. Stanowią podstawowy kontakt z informatorami. Niestety jeszcze trochę schematyczny i okupiony stresem z obu stron, przez co pewne okazje są stracone – badacze przyznają, że nie zawsze zauważają, kiedy można było zareagować inaczej i uzyskać więcej informacji. Dla większości to nowe doświadczenie, dające możliwość rozpracowania strategii zachowań własnych i rozmówców.                                                                                    Po analizie wypowiedzi dotyczących wywiadu zaobserwować można, że sytuacja wywiadu dostarcza badaczom wiele czynników stresogennych jak np.: strach przed nową, nieznaną sytuacją, nową, zupełnie obcą osobą. Każdy etnograf powinien wypracować swój model radzenia sobie ze stresem, którego dostarcza mu ten zawód. Rozmowa z inną osobą dostarcza nam dużo wiedzy o swojej osobie. Uświadamiamy sobie nasze silne i słabe strony. Należy sobie uświadomić, że wszystko przychodzi z czasem. Może warto by było wyznaczyć sobie odpowiedni cel i konsekwentnie do niego dążyć, np.: „chcę opanować stres przed nowym informatorem i swobodnie z nim rozmawiać”. Jak mam go osiągnąć? Za pomocą jakich środków lub metod? Ile przewiduję czasu na osiągnięcie zadawalających rezultatów?
Metoda pracowania na celach powinna nam towarzyszyć od początku wyjazdu. Rozsądkowe rozplanowanie pracy w czasie pobytu pozwoli nam osiągnąć wyznaczone założenia.
Toaleta osobista to w przypadku naszych badaczy próbka terenowych uniedogodnień. Zmusza do cierpliwości i wyrozumiałości, do synchronizacji z innymi osobami i brania pod uwagę ich potrzeb. Wspólna łazienka dostarcza nie lada wyzwań organizacyjnych. Do korzystania z łazienki niestety musiały się również dostosować osoby chcące wypić herbatę czy kawę. Toaleta osobista postrzegana była po części jako przyjemność, swego rodzaju odpoczynek i chwila wytchnienia. Wszyscy zgodnie zwrócili uwagę na fakt dzielenia przestrzeni. To znaczące doświadczenie w pracy badawczej, ponieważ brak wszystkiego, co ma się w domu wpływa na samopoczucie i myślenie o miejscu badań. „Dzielenie przestrzeni” jest tutaj chyba najodpowiedniejszym zwrotem, jaki można użyć do opisu tej sytuacji. Jedna toaleta wytrenowała w nas umiejętność pracy w grupie i wytrwałość w dążeniu do celu J.
Blog, czyli zmuszający do refleksji czasopochłaniacz okazał się dość specyficzną częścią pracy w terenie. Dla niektórych było to pierwsze zetknięcie się z taką formą przelewania słów w przestrzeń wirtualną. Niewątpliwie jest to swoisty trening umiejętności pisarskich, a także wstępne uporządkowanie wrażeń z terenu. Według badaczy służy próbie zwerbalizowania pierwszych doświadczeń. To ćwiczenie trudnej sztuki pisania, dające równocześnie możliwość wyrażenia siebie i forma zdania relacji z terenu.                                    Studenci szybko odkryli, że podczas procesu badawczego w terenie coś takiego jak „czas wolny” nie istnieje. Zastępuje go nadrabianie zaległości w transkrypcji, porządkowanie danych itp. Podczas chwili wytchnienia wskazane byłoby jednak „złapanie dystansu”, odstresowanie się lub po prostu sen.
Antropolog to „przyglądacz” szukający wątków antropologicznych. Badacze zwrócili uwagę, że „przyglądanie się” stanowi nieodłączny element badań terenowych. Przyglądają się wszystkim i wszystkiemu. Po przyjeździe dało się usłyszeć pierwsze zaobserwowane spostrzeżenia, np. dostrzeżenie w przestrzeni zabudowań przeznaczonych na sprzedaż. Owo „przyglądanie się” daje również możliwość weryfikacji zdobytych informacji i stanowi strategiczny element „polowania” na potencjalnych rozmówców.
A gdy kończy się dzień pełen antropologicznych zadziwień, radości z przeprowadzonych wywiadów i zawodów, bo „informator dał kosza” przychodzi czas na dziennik terenowy. Według badaczy przelewanie swoich myśli na papier oczyszcza nasz umysł, wywołuje refleksje i dostarcza cennych wskazówek do dalszej pracy.
Rozmowy w pokojach to pole wymiany myśli między młodymi badaczami i niezwykle cenne doświadczenie. Dzieląc się swoimi spostrzeżeniami studenci uczestniczą w „pokojowej” burzy mózgów.
Jak mawiają badacze – jeść trzeba! Zabieganie i zaangażowanie badaczy powoduje również brak czasu na posiłki. Podczas pracy należy sobie wyznaczyć priorytety i rozplanować w miarę rozsądnie dzień, tak aby znalazł się tam czas na podstawowe czynności takie jak jedzenie.

Wnioski
„Nienaiwni” antropolodzy wiedzą, że w antropologii nie ma rzeczy oczywistych. Wiedzą również, że poznanie wymaga czasu. Nie ulegają pokusom upraszczania rzeczywistości i wiedzą, że muszą wiele praktykować…


Opracowanie: Ludwika Wachowicz, Magda Chułek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz