środa, 10 kwietnia 2013

Nie jestem dziś w sosie, więc napiszę o bigosie

Wydawać by się mogło, że podlaska wielokulturowość to taki groch z kapustą – w jednej klatce sokólskiego bloku spotkać można katolików, prawosławnych i muzułmanów, powiązanych sąsiedzką przyjaźnią. Parafianie od świętego Antoniego marzą o pielgrzymce na Grabarkę i bawią się na tatarskich weselach, a ci od Aleksandra Newskiego przychodzą oglądać eucharystyczny cud. Przepis na udaną wspólnotę przypomina jednak bardziej wigilijny bigos z fasolą. Gdy wrzuci się wszystko wymieszane do jednego garnka, potrawa wychodzi rozlazła i do niczego. Kluczem do sukcesu jest uszanowanie różnic poszczególnych jego składników i zachowanie ich odrębności. Gotować je należy osobno, zgodnie z ich specyfiką i połączyć w dostrzegalną z zewnątrz przepyszną całość dopiero tuż przed podaniem.
                                                                                               
 Michalina Januszewska

*
Mówi się, że przez żołądek trafia się do serca. I chociaż to badacz powinien starać się wkraść w łaski informatora, to zazwyczaj ten drugi uraczy pierwszego posiłkiem i smakowitą opowieścią. Stół ugina się od przysmaków, swojska kiełbasa kusi zapachem, a Ty nieszczęśniku bij się z myślami, czy jakości nagrania bardziej zagrozi szelest worka z chlebem, czy burczenie w brzuchu.
Wątpliwości, ale nieco innej natury, dosięgają też samych respondentów. Kością niezgody okazuje się kiszka ziemniaczana. Trudno ustalić wspólną wersję, na które święta się ją przyrządza, a im dłużej rozmowa się toczy, tym częściej kiszka ze świątecznego stołu zostaje przeniesiona na ten codzienny. Jak się okazało, mogą istnieć obok siebie dwie wersje, jedna nie szkodząc drugiej. To trochę tak, jak z pierogami. Z rodzinnej wigilii znamy te z kapustą i grzybami. Natomiast Podlasie serwuje nam wersję grzybową i kapuścianą oddzielnie. Nie trzeba czegoś mieszać, by mogło stanąć razem na jednym stole.

Kaśka Schinkel


*
Jak się pije tu na Wschodzie? W rytm podlaskiej gościnności. Gdy rozmowa trwa i jest przyjemnie, w końcu pada propozycja od zachęconego sytuacją gospodarza i współmieszkańców, by skosztować dobrego trunku.
W czasie pierwszej wizyty, najpierw likier zachwalany jako czysty spirytus. Wszyscy wznoszą kieliszki na odpowiedni sygnał, równo. W następnym domu miło smakuje cytrynówka… Kiedy jednak próbuję rozłożyć siły i dopić później, moja rozmówczyni woła do dna. Po chwili, widząc moje wahanie, zwraca się do męża nie lej już więcej dziewczyneczce…
Gdy wyłączam dyktafon, dowiaduję się, że samogon przyrządza się w lasach przy księżycu, ale jak ze śmiechem stwierdza rozmówca tutaj nikt przecież sam czegoś takiego nie robi…

Barbara Kwaśniewska

*
Piękny dzień, nasycony kolorami, słońcem, nową wiedzą, śmiechem i dobrym jedzeniem. Przełamanie stereotypów o muzułmanach okazało się dziecinnie proste, przynajmniej dla ludzi, z którymi mieliśmy przyjemność się spotkać.
Prócz pokarmu duchowego, nasze ciała również zaznały nie lada uczty, gdy zostaliśmy uraczeni przepysznym tradycyjnym tatarskim jadłem, w którym nuta swojskości zmieszała się z niepowtarzalnym smakiem pierekaczewnika, kołdunów, pieremiacza, kibin, halvy, kardamonu i cynamonu…
                                                                                                     
Magdalena Kuriata


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz