piątek, 12 kwietnia 2013

Smaczki z dziennika terenowego



Dostaliśmy za zadanie podzielić się w grupy i sporządzić esej fotograficzny na trzy tematy. Ja oczywiście zapomniałem o tym „na śmierć” i, wraz z trzema dziewczynami, podobnie zorientowanymi, utworzyliśmy jedną grupę. Właściwie, ‘-liśmy’, ale one używały ciągle końcówki ‘-łyśmy’. Ten feminizm… Jak jest wielu mężczyzn i jedna kobieta, to nie ma mowy o pomyłce, byłaby obrażona. Ale jak jest jeden mężczyzna w grupie, to od razu można go pominąć, albo, co gorsza, uznać ‘za jedną z nas…’ No, ale w końcu jakoś doszliśmy do porozumienia, chociaż nie jestem tego pewna… pewien. No, masz, oto i konsekwencje.
    Bartosz
&
Dzień pierwszy: Fajnie, że można pogadać z ludźmi, skonsultować wątpliwości, to dużo daje, uspokajam się. To tylko praktyki, nie koniec świata. Ostatecznie mamy przecież „scenariusz” spotkania, teraz tylko, co zrobić, żeby doszło do takiego spotkania.
Dzień szósty: Młoda sprzedawczyni z Cichego Kącika swobodnie z nami gada, interesuje się, jak nam idzie, co będzie, jak nie będziemy miały 10-ciu wywiadów J
Po południu: Formułka, którą serwuję potencjalnym respondentom brzmi mniej więcej tak: „Dzień dobry, przyjechałam na praktyki do Sokółki z Poznania. Mamy za zadanie porozmawiać z mieszkańcami Sokółki na temat życia tutaj. Czy znalazłaby Pan/i czas?” Pytam, pytam i pytam, aż w końcu zmęczona do jednej pani mówię „przyjechałam na praktyki do Poznania”. Mam wrażenie, że pani potakuje głową, mówi cicho „do Sokółki” – tak jakby chciała pomóc wyrecytować mi mój wierszyk J
         Natalia
&
A może teren wcale nie jest w nas? I nie może być? Przyjechałam tu i nigdy nie będę stąd. Przyjechałam tu z zewnątrz; nie rozumiemy się, no i mam konkretne wyobrażenie na temat tego miejsca. Mogę je modyfikować oczywiście, ale cały czas mam w sobie pamięć wszystkich modyfikacji. No i cały czas to moje wrażenie: mój konstrukt na podstawie jednostkowej interakcji z przedstawicielami lokalnej społeczności. A więc temat teren w antropologu mówi w zasadzie o wyobrażeniu antropologa odnośnie do tego co się ‘dzieje w naszej głowie’. Nie ma terenu w antropologu, jest symulakrum terenu: tylko to co antropolog powie i pomyśli o terenie i jak to pokaże?
Krystyna
&
Dochodząc do wniosku, że do tej pory czas spędzony w Sokółce nie przynosi jednak zadowalających mnie rezultatów, trzeba było schować ‘godność w kieszeń’ i skorzystać z pomocnych dłoni, które do nas wyciągnięto. Przyniosło to profity, aczkolwiek żal, że nie zrobiło się tego samemu pozostał. Dzisiejszy ludzki dystans nie dał poczucia spełnienia ani przywiązania jednak pojawił się spokój ducha i umysłu, iż wyjazd nie pójdzie na marne…
Magda  

Mnóstwo stresu, poczucie bezsilności, kiedy siedziałam w muzealnej sali czekając na wyświetlany  film i obserwując jak inni ludzie załatwiają sobie informatorów. Pojawiła się blokada i niepokój, co uniemożliwiało skupienie się zupełne na filmie, bo w głowie powtarzałam sobie, że muszę się przemóc, że muszę zagadać. Pod wpływem chwili odwróciłam się do panów siedzących za mną i zapytałam, po prostu zapytałam. Początkowo spotkałam się z pewną negacją mojej prośby, ale po chwili jeden z panów sam zaczął dopraszać się wywiadu. Więc z marszu weszłam w rozmowę, która trwała praktycznie 2 godziny. Pod koniec oboje byliśmy już dość zmęczeni, a po wywiadzie senność mnie wielka ogarnęła, lecz minęła, gdy spotkałyśmy się z koleżanką z Białegostoku, która udostępniła nam kontakty do swojej rodziny co na pewno nam pomoże. Dzień męczący, ale owocny, jednak poduszka woła, aby złożyć na niej głowę, bo jutro kolejny pracowity dzień.
        Magda
&
Zawsze pobierać od potencjalnych informatorów namiary na nich! Skoro już się zgodzili na rozmowę, poprosić o numer telefonu chociażby albo adres. Nie ufać swojej pamięci, po kilku dniach twarze się rozmywają, a wszystkie panie w czarnych płaszczach i fioletowych kapeluszach wyglądają tak samo.

Zdążyłyśmy na końcówkę wielkopostnego nabożeństwa do cerkwi. Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg głowy rozmodlonych pań zwróciły się w naszą stronę, niektóre z nich wyrażały zdziwienie. Popatrzyły i wróciły do modlitwy. W cerkwi roznosił się głos melorecytującego w języku rosyjskim batiuszki, ale początkowo nie byłyśmy w stanie zlokalizować skąd on dochodzi. Dodatkowo na jego słowa co jakiś czas odzywał się chór kobiecy, którego też nie widziałyśmy. Stałyśmy zatem, zewsząd otoczone przenikającymi się obcymi głosami, w półmrocznej przestrzeni modlitewnej, przesiąkniętej gęstą wonią kadzidła, w której otaczający nas ludzie wykonywali gesty dla nas niezrozumiałe w momentach dla nas niespodziewanych. Naraz batiuszka wyszedł zza ikonostasu, zszedł do kobiet, odwrócił się w stronę prezbiterium i klęknął. Kobiety podążyły jego śladem, a później na jego trzy zawołania złożyły głębokie pokłony. Przyłączyłyśmy się do tego zgromadzenia powodowane potrzebą wpasowania się w obowiązujące zasady, których i tak nie byłyśmy w stanie na tym etapie rozpoznać. Zawsze wykonywałyśmy jakiś gest o te kilka sekund później, mając w swojej świadomości wypracowane inne schematy i zautomatyzowane inne mechanizmy. Batiuszka wkrótce podniósł się i już twarzą do zebranych zaczął do nich przemawiać, pobłogosławił ich i zakończył nabożeństwo. Kobiety zaczęły podążać w naszą stronę kierując się do wyjścia, wymieniały między sobą komentarze na temat nauki jaką usłyszały, mówiły po polsku, wtedy zasłona naszego niezrozumienia zaczęła się przedzierać. Po wyjściu z cerkwi pewna pani wytłumaczyła nam, że na dzisiejszym nabożeństwie (trwającym od godziny 17) kobiety przystępowały do spowiedzi i komunii świętej, zachowując uprzednio całodzienny post. Wizyta w cerkwi była doświadczeniem całkowitego wyobcowania, pełnego zachwytu zagubienia i niemożności wpasowania się w obowiązujące reguły.

Część osiedla Zielonego widać należy do tych biedniejszych. Stoją tu oprócz nowych bloków wokół kolejnego kościoła, również stare budynki z odpadającymi tynkami, niskie pomieszczenia szeregowe i niewielkie mieszkania. Na rogach ulic wystają mężczyźni starsi i młodsi z butelkami żołądkowej w ręce, gaszący przedpołudniowe pragnienie. Zielone jest ambiwalentne. Pojawia się niekiedy w wypowiedziach mieszkańców wśród miejsc, które są wizytówką Sokółki, ale także formułuje się względem niego zarzuty, że niepotrzebny w Sokółce kolejny kościół czy supermarket, który jest w budowie. Młodzież z Zielonego jest już stracona, bierze narkotyki albo je sprzedaje, niczym się nie interesuje, tylko włóczy po osiedlu, aż strach wyjść na klatkę, bo można dostać po mordzie.

Odwiedziny na Zielonym. Znowu nie mogłam odnaleźć domu modlitwy świadków Jehowy, a wzbudza on mnóstwo emocji wśród tubylców. Wciąż pojawia się informacja, że oni ten dom wybudowali w porażająco krótkim czasie. Dokładny czas waha się od jednego dnia, przez dobę do 48h. Z jednej strony świadkowie zbudowali i już chodzą i nie dają spokoju mieszkańcom, z drugiej są eleganccy zawsze w garniturach, nawet taki mały chłopiec koszulka i krawat, spokojni, uprzejmi nikomu nic nie zrobili, ale na zaproszenia na uroczyste otwarcie domu modlitwy i tak się nie odpowiada, by zapobiec przyszłym niechcianym wizytom, bo jak raz się pójdzie no to koniec, człowiek się nie uwolni.
                                                                                                                                         Agata


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mówi się SOKÓLSZCZANIE, a SOKÓŁCZANIE ;)
    pozdrawiam, mieszkanka Sokółki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antropolodzy czerpią wiedzę przede wszystkim z rozmów z ludźmi. Dlatego użyliśmy świadomie nienotowanej przez słowniki formy "sokólszczanie". Używa jej wielu mieszkańców Sokółki, z którymi mieliśmy przyjemność się spotkać.

      Pozdrawiam,
      Michalina Januszewska

      Usuń
  3. "W cerkwi roznosił się głos melorecytującego w języku rosyjskim batiuszki" był to język cerkiewno-słowiański nie rosyjski:)

    OdpowiedzUsuń